Number one
Offspring i cały album "Americana", przy nim poszło ("załamało się" :P) po raz kolejny łóżko koleżanki w internacie, ale za to pod kolanami :) miałam mega mięśnie, ehh.
I exe quo na tym samym miejscu Hole "Celebrity skin" (z końca 1998). Pamiętam jak szukaliśmy z bratem starszy album Courtney po całym Śląsku i nie chcący trafiliśmy na ten. Po rozpakowaniu i pierwszym odsłuchaniu - nie spodobało mi się, było mało skakania i krzyczenia, lecz częstotliwość słuchania zrobiła swoje. Przy tych dźwiękach pierwsza odległa praca - prawie miesiąc spania w kempingu - i pierwsze wielkie miłosne rozczarowanie... Było bardzo bardzo ciężko.
Na drugim miejscu "RHCP" i najlepszy ich album, miłość od pierwszego słuchania - Spotify
Rok ważny i bardzo obfity w uczucia. Muzyka była stale ta sama (Nirvana), ale dzięki radio i Cyfrze + u brata, trafiały do mnie inne gorsze-lepsze nuty. I dobrze, chociaż w tamtych czasach nie przyznałabym się, iże te kawałki jakoś do mnie przemawiały.
Lajciaki - czyli łatwe przyjemne, bez zobowiązań made in 1999.
Czyli przeboje radiowe, słuchane bez wyboru i zastanowienia się w 1996 roku :)
Główna bohaterka w przeważającej części owego roku ma lat 14 - i to jest bardzo ważny rok pod względem stosunków damsko-męskich ... Pierwsza miłość very głupia, czyli taka, że on na Ciebie nie zwraca uwagi, a ty jak przechodzisz 3 metry dalej, to się pocisz, czerwieniejesz i drżysz. Ja ponoć drżałam tak, że cała ławka w kościele się trzęsła - tak tak - chodziłam w niedziele na mszę tylko i wyłącznie dla miłości ... dla Boga na miejscu drugim. Żeby moje zaloty nie były całkiem na próżno, oczami strzelałam dodatkowo jeszcze do dwóch. Coś tam z tej miłości jednak wyszło, tyle, że później bardzo smutno się skończyło. W dzienniczku nastolatkowym pojawił się wpis, że z tego wielkiego uczucia "nie jadłam już cały tydzień świadomie i ciągle glodna jestem, a wszyscy faceci to świnie, ale i tak go kocham" - urocze :P
Na pierwszym miejscu album Garbage "Version" 2.0 (1998). Słuchane na bieżąco - radio i miałam też skądś "ich" kasetę (BASF :P), brakowało paru piosenek, ale ...
Dużo wspomnień, dużo wygibasów (motto: "You can look, but you can't touch" i zawsze podskakiwałam na słowach "Please me, tease me, go ahead and leave me" trala laa la). Na plus: "Push it", "Wicked ways", "When i grow up" ( ponieważ do grow up'u było daleko i się robiło "papapapa papapapa").
Kolejny rozkręcacz to Korn - album "Freak on a leash" (1998) i , ... ponieważ byłam młoda i lubiłam kreskówki :P, to do ucha (do oka) wpadł tylko ten utwór:
Pozostając w temacie kreskówek :)
Pearl Jam - "Yield" (1998). Robimy ewolucję?
I na koniec cover'owy krążek Metallica -"Garage inc."(1998) I zaznaczam - nienawidziłam "Whisky in jar" ---- buueeeeh. Natomiast ten cover Misfits - słuchałam, śpiewałam i szeptałam często-gęsto.
Gdzieś tam świta O.N.A i "T.R.I.P", pojawili się też "System of the Down" - ale zdecydowanie wolę późniejsze płyty tych zespołów.
A więc utrzymując powstałą terminologię, na początek parada "zdychaczów" :)
Tutaj ciężko, poprzedni rok, był bardziej obfitszy w sentymenty, ale ten był pełen ciekawych życiowych zwrotów akcji :P
Koniecznie lokujemy tutaj ścieżkę dźwiękową do "Miasta aniołów" (1998)! (W pierwszym poście pojawiają się już 2 piosenki z tego soundtracku.) Się słuchało się zdychało w roku 1999/2000 i teraz czasami. Sam film - nie bardzo.
Kolejne miejsce zajmuje Alanis Morissette i jej drugi album "Supposed Former Infatuation Junkie" (1998) - według mnie najlepszy - głęboki, różnorodny i takie tam superlatywy. Uwielbiam wszystkie kawałki. Odkryty niedawno - w 2007. Topowe to: "Thank you", "One" i the best:
I na koniec zdychaczów 3 naj naj naj utwory - Placebo, z drugiego ich albumu "Without You I'm nothing" (1998). Słuchane na zabój np. nawet - wczoraj :)
Dopiero na studiach odkryte "Artrosis" i ich debiutancki album "Ukryty wymiar" (1997)
OK Computer -"Radiohead" (1997) odkryte pod koniec liceum i nieprzerwana miłość aż do dziś! - najlepszy album Radiogłowych iii największy zdychacz wszechczasów! Wraz z perkusja na3:02 płacz się potęguję by na 3:35 zacząć krzyczeć :)
(A Ona leży na jego łóżku i udaję, że śpi,
- O "Radiohead", - mówi nieznajomy wkraczając do Jego pokoju
- O tak, moja ich uwielbia, - mówi On
A Ona znała tylko tą jedną piosenkę i nie chciała go zawieść i zaczęła uwielbiać CAŁOŚĆ, bez woli ... )
I też dokładnie w tym samym czasie do rąk moich trafiła kaseta "Homogenic" (1997) pani Bjork, słuchana i słuchana była w kółko długo, aż się nie zaprzepaściła w szerokich korytarzach akademika. Oczywiście "Joga", "Hunter" i top 1:
A także "Don't say you need me, don't say you need me, don't say you love me - it's understood," czyli Depeche Mode "It's not good " z albumu "Ultra" (1997) - ta piosenka to taki motyw przewodni :) i dodatkowo oczywiście "Useless"
Kolejny "zdychacz" w miarę spokojny na neutralny stan umysłu z nutką chandry :)
"My own prison" , debiutancki album "Creed" (1997), a także "One" i "Torn". Dobre, very dobre kawałki.
I na koniec - nie wiadomo skąd i kiedy "Swallowed"- Bush z albumu "Deconsructed" (1997) ale raczej w wersji cały- czas-w-kółko-śpiewanej-przeze mnie, zawsze na początek dnia pod prysznicem, przez parę dobrych lat - "Just wanna be myself" and "You got to get away from here" ryczane z większym powerem :)
P.S Cóż oczywiście pominęłabym wschód - otóż wtedy pojawił się też trzeci album zespołu "Сплин"- Фонарь под глазом (1997) (Lampa pod okiem - czyli siniak :P), którego cała dyskografia shufflowała się w winampie na moim II roku studiów przez parę dobrych miesięcy. I najukochańszy najzdychańszy utwór - o miłości Bonny i Clyde ...