Pomieszane i przemieszane, jakieś tralallala, soul i ogólne. Jak widać gustu muzycznego przemyślanego - brak, w ogóle. Się słuchało wszystkiego, (jedyne źródło muzyki - radio). Natomiast całą swoją postawą wyrażałam, iż wszystko oprócz "Nirvany" - jeden wielki (niecenzuralne słowo).
Prezentuję piosenki przy których, że tak powiem, się zdychało przy głośnikach radiowych z miłości uzurpatorskiej wyśnionej i zrealizowanej na krótko.
Oczywiście "The Cranberries" znałam wszystko (we frencz-ingliszu :P) i śpiewałam po łazienkach i korytarzach rycząc wniebogłosy.
And polish :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz